czwartek, 19 lipca 2018

Comino. Lazurowy raj.

Długo zastanawialiśmy się, którą z dwóch mniejszych wysp wybrać - Gozo, czy Comino? Ostatecznie wybór padł na Comino. Wydaje mi się, że była to nasza najlepsza decyzja, którą podjęliśmy na Malcie. Ta wyspa to naprawdę raj. Gdyby ktoś mnie zapytał, gdzie chciałabym spędzić ostatnie wakacje, to właśnie na tej maleńkiej wyspie otoczonej lazurową wodą i skalistym wybrzeżem.

Na wyspę można dotrzeć małymi łodziami z północy wyspy (np. z Cirkewwa). Jeżeli chcemy dostać się do najlepszej atrakcji turystycznej - Błękitnej Laguny to koszt biletu wynosi 10 euro w 2strony (Comino Ferries Co-op). Droga powrotna prowadzi przy grotach i jaskiniach i trwa odrobinę dłużej. Na plaży znajdują się liczne punkty gastronomiczne, leżaki do wynajęcia, ale brakuje zaplecza sanitarnego oraz plaży. Całe skaliste wybrzeże jest zajęte przez rozłożone leżaki.






Laguna jest niewyobrażalnie piękna, ale nie uraczymy na niej spokoju i wytchnienia. Jest tłoczna, gwarna, ale niepowtarzalna i warta odwiedzenia. Trzeba poświecić chociaż połowę dnia na pobyt na wyspie, aby nasycić swoją potrzebę estetyki. Wiele plaż może się szczycić krystalicznie błękitną wodą, ale takiej nigdzie nie widziałam.

czwartek, 12 lipca 2018

Valletta i Mdina. Nowa i stara stolica Malty.

Valetta, stolica Malty, najlepiej skomunikowana miejscowość kraju. Z jej dworca autobusowego dotrzemy w każdy zakątek wyspy. My staraliśmy się zwiedzać ją w "międzyczasie". Dwa razy staraliśmy się do niej przekonać. Niestety uliczki stolicy są kręte, wąskie, zatłoczone i skonstruowane w taki sposób, że trzeba iść pod górę albo z niej schodzić.Niemniej jednak warto w nich zgubić się i zaobserwować codzienne zwyczaje ich mieszkańców oraz podziwiać różnorodną barwę charakterystycznych balkonów i drzwi. Chcąc przemierzyć całe miasto, należy kierować się ulicą republiki, której uwieńczenie znajduje się przy forcie św. Elma wysławionego dzięki bohaterskiej obronie przed najazdem Turków.









Zwiedzając Valettę warto zboczyć w prostopadłe uliczki, aby podziwiać zatoki lub parki i ogrody.


Oczywiście zdecydowanie lepsze wrażenie zrobiła na nas dawna stolica Malty - Mdina. Ciche, śródziemnomorskie miasteczko, które dzięki swojej gęstej i wysokiej zabudowie, daje ukojenie podróżnym umożliwiając im spacery w cieniu i chłodzie. Zwiedzanie Mdiny daje nam możliwość cofnięcia się w czasie do średniowiecza. Do miasta można wejść przechodząc przez most nad fosą i Główną Bramę miasta. Na każdym kroku możemy zauważyć tabliczki z umieszczoną prośbą o zachowanie ciszy.





Wchodząc do miasta wspominaną wyżej bramą po prawej stronie napotkamy na wejście do muzeum obrazujące przemiany zachodzące na Malcie oraz ewolucję jaka zaszła w sposobie torturowania mieszkańców wyspy. Sceny przedstawione w muzeum są bardzo realistyczne, dlatego jeśli wakacje spędzacie z dziećmi to zdecydowanie odradzam Wam ten sposób zwiedzania miasta.



Idąc w kierunku północnym, główną ulicą Triq Villegaignon dojdziemy do placu św. Pawła i katedry tego samego patrona. Katedra została zbudowana na miejscu domu gubernatora, który gościł Świętego, gdy ten przebywał na wyspie.Katedrę zdobi piękna biało-czerwona kopuła, często widoczna w panoramie miasta.



czwartek, 11 stycznia 2018

Marsaxlokk. Peter's Pool. Fort Delimara.

Chcąc udać się z Sliema do Marsaxlokk musieliśmy dojechać do Valetty, w związku z czym podróż do celu zajęła nam około 2 godzin. Na szczęście jesteśmy rannymi ptaszkami i do zatoki dotarliśmy przed wszystkimi turystami.

Marsaxlokk jest położona wokół malowniczej, rybackiej przystani, gdzie można kupić świeże ryby lub oliwki. Nas najbardziej w tej miejscowości zachwycił spokój, cisza, różnorodność barw oraz przychylność miejscowych.


Piękne widoki psuja odrobinę port oraz elektrownia, które nadają bardzo przemysłowy charakter wiosce.
Po przeciwnej stronie fortu znajduje się naturalne kąpielisko St. Peter's Pool. Droga do tego miejsca jest oznaczona znakami, niemniej jednak odnosi się wrażenie, że się zbłądziło lub ktoś przestawił oznaczenia, gdyż droga prowadzi przez opuszczone domostwa i pola. Na nasze nieszczęście po drodze minęliśmy uzbrojonego myśliwego, który nas nieco przestraszył. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jedyną osobą, którą spotkam na bezludnych ścieżkach maltańskiej wioski, będzie uzbrojony mężczyzna ukryty za dwumetrowym murem. Zaczepiliśmy pana ze względu na niepewność, jaką wzbudzał w nas rodzaj drogi do tak turystycznego miejsca, opisywanego w licznych przewodnikach. A on, wspinając się na stopień zaprezentował nam broń i z niezbyt sympatyczną miną potwierdził, że idziemy w dobrym kierunku. Spotkanie dodało nam energii i na miejsce dotarliśmy kilka minut później, mijając po drodze (o dziwo!) automat ze schłodzonymi napojami na monety. 

Warto zabrać ze sobą napoje, gdyż po drodze, poza wspomnianym automatem, nie uraczymy żadnego sklepu czy restauracji. Nad samym kąpieliskiem również nie było żadnego zaplecza, co wynagradzają dziewicze widoki tego miejsca. Do St. Peter's Pool dotarliśmy przed 10, dzięki czemu mogliśmy nacieszyć się tym miejscem w samotności.


Wracając z kąpieliska udaliśmy się do fortu Delimara, częściowo wykutego w skale. W latach 1982-2005 fort dzierżawił miejscowy rolnik, który hodował w nim świnie. Odbiło się to na jego stanie, dlatego też żałowaliśmy, że w piękną pogodę, której w Polsce brakuje, zmarnowaliśmy czas na odwiedzenie tak zaniedbanego miejsca. Stratę poniekąd wynagrodziły nam widoki  zatok mijanych po drodze.
Przed powrotem do Sliema poszliśmy na obiad w centrum Marsaxlokk do restauracji przy uroczym kościele.
Restauracja nazywała się Duncan i serwowała najlepsze owoce morza, jakie jadłam na Malcie. Porcje, jak widać poniżej, są ogromne.


Marsaxlokk, Marsaskala jest godna odwiedzenia. Warto zarezerwować jeden dzień wakacji spędzanych na Malcie na odpoczynek w tym miejscu, z dala od zgiełku, hałasu i mnóstwa turystów...

niedziela, 7 stycznia 2018

Malta. Słowem wstępu.

Udając się we wrześniu na Maltę wiedzieliśmy, że nie wypożyczymy samochodu z racji kierunku ruchu oraz jego natłoku. Każdy namawiał nas do korzystania z komunikacji miejskiej, dlatego posłuchaliśmy. Niestety komunikacja miejska nie należy do najtańszej ani najszybszej, z powodu korków i wąskich ulic.

Na Malcie spędziliśmy niecały tydzień, ale musieliśmy zakupić bilet tygodniowy, gdyż innej, dogodnej opcji nie było. Wyniósł nas ponad 20 euro za sztukę, ale umożliwił poruszanie po całej wyspie. Zakupiliśmy go na lotnisku skąd wyruszyliśmy do stolicy państwa, by przesiąść się na autobus do naszego miasta -Sliema. Miejcie na uwadze, że autobusy kursują do przystanku, który nie jest startowym. Aby się przesiąść należy iść za tłumem, gdyż każdy kieruje się do głównego dworca. Nas niestety GPS zmylił, mapa również, dlatego ostatecznie udaliśmy się za większością ludzi i dostaliśmy się na główny dworzec autobusowy. Docierając do naszego apartamentu spotkało nas miłe zaskoczenie. Apartament leżał blisko plaży (w części piaszczystej), restauracji i przystanku autobusowego. Jeżeli chcecie udać się z Sliema w jakiekolwiek turystyczne miejsce, to podróż autobusem zajmie Wam ponad godzinę. Do samej Valetty podróż trwała ponad 40 min, skąd kursują autobusy w każdy zakątek wyspy.

Pierwszego dnia pobytu na Malcie nie planowaliśmy oddalania się od apartamentu, lecz poznanie bliskiej okolicy, dlatego też udaliśmy się do pobliskiej restauracji, aby spróbować lokalnej kuchni. Niestety jest ona nieudaną mieszanką kuchni włoskiej z... brytyjską? Po pysznej kuchni cypryjskiej przez cały pobyt na Malcie spotykały nas same rozczarowania. 



Niektórzy zachwalają lokalną kuchnię. Niestety my jesteśmy przyzwyczajeni do dobrze przyprawionych potraw, a na Malcie wszystko wydaję się przyrządzone bez użycia soli, pieprzu i ziół. Owoce morza wydają się mdłe, tak jak mięsne przekąski. Niestety najlepszym wyborem okazuje się pizza robiona przez Włochów, w włoskich restauracjach, ale nie po to przyjeżdża się na Maltę...

Jeżeli chodzi o napoje niskoprocentowe, to są one bardzo przyzwoite. Maltańskie wina są niedrogie, a bardzo dobre. Można je kupić w lokalnych sklepikach, często stoją na półkach zakurzone i zapomniane. Natomiast bardziej poszukiwane są przez turystów wina z innych części kontynentu, co osobiście nas dziwi.
Maltańczycy chyba wychodzą z założenia, że turyści przyjeżdżają do ich kraju jeść włoskie jedzenie i pić hiszpańskie wino.
Kończąc słowo wstępu. Malta może nie oferuje wspaniałej kuchni, ale oferuje wspaniałe widoki. O czym wkrótce...